czwartek, 29 listopada 2012

Dżinn (1977)

W pewnym sensie mamy do czynienia z bliźniaczą pozycją w stosunku do debiutu Mastertona. W obydwu książkach oś fabuły stanowi przebudzenie się jakiegoś demona i jego powtórne przyjście na świat. W obydwu - głównym bohaterem jest Harry Erskine. Mimo to podczas obcowawania z Dżinnem nie mogłem odeprzeć wrażenia, iż tym razem całość jest zdecydowanie mniej przekonująca.

Być może problem tkwi w naturze demona. Być może łatwiej nam "uwierzyć" w zmartwychstałego indiańskiego szamana, niż śmiertelnie niebezpiecznego Dżinna. Kto wie, może wizja spełniających życzenia, dobrotliwych duchów wypływających z magicznych dzbanów jest zbyt silnie zakorzeniona w naszej kulturze. Może, chociaż z drugiej strony trzeba powiedzieć, iż Masterton dość odważnie podejmuje tematy kojarzące się do tej pory z pogodnymi raczej baśniami (Ali Baba i czterdziestu rozbójników). I jeśli nawet trąci to nieco groteską, to przecież w Manitou - głównie w finale - było podobnie. Więc chyba nie o to chodzi.

Problem tkwi raczej w tym, iż z książki dość długo wieje nudą. Całość jest przegadana i opiera się bardziej na domysłach bohaterów, niż na jakichkolwiek faktach czy wydarzeniach mogących wytworzyć odpowiednią atmosferę. Ponadto wszystko toczy się pod dyktando wyjątkowo drętwej, pierwszoosobowej narracji z towarzyszeniem sztucznych dialogów. Na szczęście na ostatnich 40 stronach dzieje się naprawdę sporo a dodatkowo rozwój fabuły może nieco zaskoczyć. Zaryzykowałbym tezę, iż finał Dżinna przekonuje bardziej, niż ten z debiutu Mastertona.

A o czym to książka? W zagadkowych okolicznościach umiera niejaki Max Greaves, dziadek Harry'ego. Zmarły był kolekcjonerem zabytków kultury arabskiej i w ostatnich latach życia uległ obsesji na punkcie zabytkowego dzbana. Na stypie Harry spotyka piękną Annę, która pragnie zwrócić dzban prawowitym właścicielom, czyli Iranowi. Oboje zgłębiają tajemnicę śmierci Maxa. Wiele wskazuje na to, iż przedmiot obsesji zmarłego skrywa w swoim wnętrzu budzącego się do życia Dżinna. I to nie byle jakiego, lecz jednego z najstraszliwszych, zwanego "czterdziestoma grabieżcami życia", od tylu właśnie sposobów śmierci, jaką ów demon może zgotować każdemu, kto stanie mu na drodze...


Ocena: 4.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz