wtorek, 19 marca 2013

Mgła (1975)

Mężczyzna stratowany przez własne krowy. Ksiądz oddający mocz na wiernych podczas kazania. Pracownik ministerialny popełniający samobójstwo przez skok z okna wieżowca. Co łączy tych ludzi? Wszyscy stali się - pośrednio lub bezpośrednio - ofiarami mgły, która wnikając do organizmu powoduje szaleństwo. W swojej drugiej powieści James Herbert ponownie wystawia na ciężką próbę brytyjskie społeczeństwo, tym razem ubierając apokaliptyczną opowieść w bardziej epicką formę.

Wszystko zaczyna się od bardzo dziwnego wydarzenia. Rankiem w pewnej małej miejscowości na południu Anglii pęka ziemia, otwierając głęboką czeluść i powodując tym samym śmierć wielu ludzi. Jedną z osób, które wpadły w rozpadlinę jest Holman, główny bohater powieści. Próbując ratować swoje życie, zauważa dziwne opary mgły wydostające się z otchłani. Wkrótce wpada w szał i ten stan utrzymuje się przez kilka dni, po czym - zanika. Czym dokładnie jest mgła? Jak można się przed nią uchronić? Czy możliwe, aby za jej powstanie odpowiadała pobliska baza wojskowa? To tylko niektóre z pytań, jakie stawiają sobie bohaterowie powieści. Tymczasem mgła zaczyna przemieszczać się w głąb kraju...

Przyznaję, iż był taki moment, w którym poczułem się rozczarowany fabułą Mgły. Horror opierający się na zgubnych skutkach eksperymentów naukowych to dla mnie zdecydowanie za mało, by uznać książkę za udaną. Tym bardziej, iż w porównaniu z debiutanckimi Szczurami fabuła jest tu bardziej rozwlekła, a portrety psychologiczne - mniej interesujące. Nietrudno też zauważyć, że powieść w dużej mierze oparta jest na identycznym schemacie co debiut Herberta - mgła stanowi początkowo zagrożenie lokalne, z czasem jednak obszar jej oddziaływania powiększa się, co zagraża bezpieczeństwu całego kraju. Jest też w książce taki moment, w którym wydaje się, iż sytuacja została opanowana... czyżby więc powtórka z rozrywki? Niezupełnie, gdyż pewnego dnia, ku zaskoczeniu wszystkich członków sztabu kryzysowego, mgła pojawia się w Londynie. Zaczyna się Armageddon.

To dzięki kapitalnej końcówce Mgła jest powieścią, po którą jednak warto sięgnąć. Dantejskie sceny rozgrywające się w Londynie naprawdę robią wrażenie. Jestem też ciekaw, czy Mgła nie stanowiła istotnego źródła inspiracji dla Stephena Kinga podczas tworzenia Komórki, gdyż podobieństwo między tymi dwiema powieściami w niektórych momentach jest wyraźne. Sam King swego czasu szeroko rozpisywał się o Mgle w swoim Danse Macabre, więc teoria to więcej niż prawdopodobna. I nawet jeśli omawiana tu pozycja nie jest powieścią tak udaną, jak wspomniana wyżej Komórka, to jednak fani horroru, myśląc o mgle, powinni do nazwisk Kinga i Carpentera dopisać Jamesa Herberta.

Ocena: 5.5/10

piątek, 15 marca 2013

Szczury (1974)

James Herbert nie jest w Polsce tak popularny, jak co najmniej kilku innych twórców literatury grozy. Właściwie trudno wskazać przyczyny takiego stanu rzeczy - pod względem warsztatu pisarz ten jest przecież lepszy od Mastertona, zaś talent do tworzenia wyraźnych psychologicznie postaci zrównuje go czasem ze Stephenem Kingiem. Wydana w 1974 roku debiutancka powieść pt. Szczury, zdaniem wspomnianego wyżej Mastertona, w dużym stopniu przyczyniła się do wzrostu popularności literackiego horroru w połowie lat 70.

Fabuła jest banalna. Książka opowiada o ataku zmutowanych gryzoni na mieszkańców Londynu. Główny bohater, Harris, jest nauczycielem. Pewnego dnia jeden z jego uczniów spóźnia się na zajęcia, tłumacząc się, iż został zaatakowany przez szczura. Uczeń ten wkrótce umiera na tajemniczą zarazę. Tymczasem w Londynie dochodzi do kolejnych ataków gryzoni - kilku kloszardów ginie pożartych żywcem. Sytuacja powoli wymyka się spod kontroli...

Narracja jest prowadzona dwojako. W pierwszym przypadku towarzyszymy Harrisowi, dla którego atak na podopiecznego jest ledwie początkiem walki ze szczurami-gigantami. Dość powiedzieć, że gryzonie wkrótce zaatakują szkołę, w której pracuje bohater. Rozdział opisujący tę walkę należy do najlepszych w całej powieści. W innych przedstawiane są po prostu ataki szczurów na różne miejsca w Londynie, takie jak metro lub kino. To głównie tutaj Herbert pokazuje, jak dobrym jest pisarzem i jak ciekawe i wyraziste postaci potrafi wykreować. W fascynujący sposób opisuje osoby, które kilka stron dalej giną w kolejnych atakach szczurów.

Łatwo wytknąć Herbertowi, iż nie musiał w przypadku swego debiutu wznosić się na wyżyny kreatywności - Szczury to jednak dość przewidywalna lektura. Ale porównując tę pozycję z podobną w gruncie rzeczy serią o krabach autorstwa Guya N. Smitha, łatwo obronić tezę, iż ważna jest nie tylko opowieść, ale również opowiadający. Z drugiej jednakże strony może to między innymi z powodu takich fabuł Herbert nigdy nie zaznał w naszym kraju zbyt dużej popularności? Niezależnie od odpowiedzi, Szczury naprawdę warto przeczytać, bez względu na niezbyt optymistyczne podejrzenia, jakie może wywołać taki tytuł i taka okładka.

Ocena: 6/10