środa, 19 czerwca 2013

Ocalony (1976)

W swojej trzeciej powieści James Herbert niejako zdefiniował się na nowo. Gwoli przypomnienia: debiutanckie Szczury opowiadały o ataku zmutowanych gryzoni na mieszkańców Anglii. W kolejnej książce tytułowa mgła była przyczyną szaleństwa ogarniającego ludzi, co w momencie, w którym opary dotarły do Londynu, również doprowadziło do różnorakich sytuacji apokaliptycznych. Tymczasem wydany w 1976 roku Ocalony to, w odróżnieniu od poprzedniczek, coś na kształt intymnej historii o duchach.

Głównym bohaterem jest niejaki Keller - jedyny ocalały z katastrofy lotniczej, drugi pilot rozbitej maszyny. Niestety, nie jest w stanie nic powiedzieć ani o przyczynach wypadku, ani dlaczego wyszedł z niego nietknięty. Próbując radzić sobie z osobistym bólem (w samolocie zginęła również jego dziewczyna), bohater stara się rozwiązać tajemnicę własnego ocalenia i przypomnieć sobie, co się właściwie stało. Tymczasem w okolicy dochodzi do dziwnych wypadków. Policja odnajduje ludzi w stanie skrajnego przerażenia, wyławia też z jeziora zwłoki mężczyzny, który najwyraźniej zmarł na atak serca. Czy w pobliżu miejsca katastrofy straszy? Taką interpretację wydarzeń wydaje się potwierdzać fakt, iż pewnego dnia do Kellera zgłasza się spirytysta.

O ile w Ocalonym Herbert zaproponował zupełnie odmienną od poprzednich fabułę, o tyle konstrukcja jest podobna jak we wcześniejszych powieściach. Główny wątek, związany z Kellerem, jest przeplatany charakterystycznymi dla Herberta minihorrorami, w których ludzkie postawy nierzadko budzą większą grozę, niż zdarzenia paranormalne. I chociaż sceny te wypadają ciekawiej niż we Mgle, czasami odnosiłem wrażenie, iż w zasadzie nie spełniają one żadnej funkcji, że są nieco efekciarskie, że straszą - zresztą dość słabo - dla samego straszenia. Co, swoją drogą, nie wszyscy muszą uznać za wadę. Poza tym reguły, którymi rządzi się świat duchów, są nieco niejasne, na czym cierpi nieprecyzyjna miejscami fabuła. Jednakże wiele z tych wad rekompensuje niezwykły klimat tej powieści. To właśnie on, w połączeniu z nieustannie kołaczącym się po głowie pytaniem, co naprawdę zdarzyło się na pokładzie samolotu, skutecznie podtrzymuje chęć obcowania z Ocalonym.

To najlepsza z powieści Herberta, jakie dotychczas przeczytałem. A także punkt wyjścia dla wielu późniejszych historii, przynajmniej w kontekście typu bohatera - samotnika, którego życie spowija jakaś mroczna tajemnica. Trudno nie napisać ani słowa o zakończeniu - niezwykłym i w połowie lat 70. z pewnością świeżym. Szkoda tylko, iż znajomość kilku bardziej współczesnych horrorów może zniwelować efekt zaskoczenia. I nawet jeśli ta krótka przecież powieść wydaje się nadmiernie wydłużana, nawet jeśli można jej wytknąć efekciarstwo i pewien brak logiki, zdecydowanie warto zaznajomić się z Ocalonym, szczególnie jeśli ktoś ze świata horrorów najbardziej upodobał sobie opowieści o duchach.

Ocena: 7/10