niedziela, 24 stycznia 2016

Chiller (1984)


W większości podsumowań w stylu „Najlepsze teledyski wszech czasów” pierwsze miejsce zdobywa Thriller Michaela Jacksona. I chociaż dzisiaj obrazek ten może wywoływać mieszane odczucia, to jednak przed laty musiał wywierać spore wrażenie. Aby zrozumieć celowość powyższych wywodów wystarczy spojrzeć na tytuł omawianej tu gry. Od chłodu (chill) do dreszczy (thrills) stosunkowo niedaleko. Kolejny rzut oka przeznaczamy na obrazek tytułowy - trochę śmieszny, trochę straszny, a trochę nawet perwersyjny (czy tylko mi się wydaje, że kobieta spogląda na...) - który również z Jacksonowym Thrillerem ma wiele wspólnego. Zresztą do fabuły tego teledysku otwarcie nawiązuje sama gra. Zadaniem gracza jest bowiem uratowanie swojej dziewczyny, która ratując się ucieczką po przemianie bohatera w wilkołaka utknęła w nawiedzonym domu.

Zadanie teoretycznie jest proste – cała gra składa się jedynie z pięciu ekranów. Kolejno przedzieramy się przez las, kino, getto, cmentarz no i otoczenie nawiedzonego domu. Ale to nie wszystko. Po odnalezieniu dziewczyny trzeba jeszcze wrócić do samochodu pozostawionego w lesie, pokonując ekrany w odwrotnej kolejności – wszystkich poziomów jest zatem dziesięć. Aby ukończyć daną planszę, bohater musi zebrać wszystkie błękitne krzyże rozrzucone tu i ówdzie, jednocześnie unikając wszelakich paskudztw. Tych jest mnóstwo – należą do nich pająki, zombie, szkielety i tym podobne stwory. Przy kontakcie z wyżej wymienionymi drastycznie spada poziom energii bohatera, który na szczęście można zwiększyć zjadając rozsiane dookoła grzybki (wyjątkiem jest oczywiście kino). Ale ostrożnie z konsumpcją - niektóre z nich są trujące. Warto wspomnieć o tym, iż przy naprawdę niskich stanach energii znacznie maleje mobilność naszego bohatera. Zostają jeszcze koszyki, zabranie których zwiększa zdobycz punktową, z dzisiejszego punktu widzenia w zasadzie pozbawioną znaczenia.

Po zabraniu ostatniego krzyża w nawiedzonym domu, w jego drzwiach pojawia się dziewczyna. Od tego momentu gra staje się niemożliwie trudna. Nie dość, że musimy stawić czoła większej liczbie przeciwników, to jeszcze od tego momentu sterujemy dwójką postaci – chłopakiem i dziewczyną. Przełączanie odbywa się za pomocą przycisku fire. A cel gry? Chłopak, jak poprzednio, musi uzbierać wszystkie błękitne krzyże, zadaniem dziewczyny jest skompletowanie czerwonych. Niestety, plansze są tak gęsto usiane wrogimi stworami, że trudno znaleźć miejsce, gdzie można postawić któregoś z bohaterów, by drugi mógł spokojnie pozbierać swoje krzyże. Poprzeczkę trudności ustawiono tu na nazbyt wysokim poziomie, nawet jak na standardy ośmiu bitów. Szkoda, bo pierwsza połówka gry, pomimo banalnego pomysłu, ma w sobie coś, co przyciąga uwagę i powoduje, że chce się spróbować jeszcze raz.

Biorąc pod uwagę leciwość tej produkcji, grafika prezentuje się naprawdę nieźle. Jest kolorowa, zaś plansze wizualnie znacząco różnią się od siebie. Oczywiście nie uniknięto kantów i chaosu prowadzącego do nieczytelności - zwłaszcza w lesie i na cmentarzu. Nie wymagam, by w produkcjach sprzed 30 lat z głośników wydobywała się cudownie brzmiąca muzyka, jednakże nie rozumiem, dlaczego grze o takiej okołohorrorowej tematyce towarzyszy wesoła melodyjka. Warstwa dźwiękowa stanowi najsłabszy element Chillera. Mimo wszystko jednak polecam zmierzyć się z tą grą wszystkim fanom tych najbardziej leciwych produkcji, z kolei dla miłośników wykopalisk z kategorii „horror w grach” Chiller to produkcja absolutnie obowiązkowa.


Firma: Mastertronic
Rok wydania: 1984
Grafika: 56
Muzyka: 51
Grywalność: 54
Ogólnie: 54